Krystyna Konarska

Video

K

sięga Gości


Dodaj wpis

elasza 2010-10-24 16:15:28

niezmiernie ciekawa prezentacja Krystyny w I pr. radia w niedzielę 24.X 2010, przedstaiono ją jako niezmiernie ciekawą osobę, szkoda że niewiele powiedziano o jej biografii po 1965 r. Szkoda, ze takie głosy opuściły nasz kraj, ale pozostał naturalną. niezmanierowaną artystką.

Elżbieta 2010-10-24 12:00:54

Zelektryzowała mnie audycja z udziałem Pani Krystyny Konarskiej w I programie Polskiego Radia. Mam 59 lat, byłam podlotkiem kiedy słyszałam i widziałam Krystynę Konarską. Niekiedy w swoim życiu myślałam o Krystynie Konarskiej i zastanawiałam się co się z nią stało. "Jesienny Pan" chodzi za mną, chociaż tak rzadko można usłyszeć tę piosenkę. Dźwięczny, inteligentny głos Pani Krystyny Konarskiej jest niepowtarzalny. Do tego wspaniała uroda daje sumę przeżyć artystycznych na bardzo wysokim poziomie, których brakowało mi przez kilkadziesiąt lat, kiedy nie było Pani Krystyny. Mam nadzieję , że Pani Krystyna postara się nam to wynagrodzić. Najserdeczniej pozdrawiam Wielką Artystkę Krystynę Konarską, z nadzieją zobaczenia i usłyszenia Pani na scenie. Elżbieta Bukowska

tek 2010-10-24 11:32:17

Serdecznie pozdrawiam. Od kiedy mam dostęp do internetu, słucham Pani piosenek. Dzisiaj wysłuchałam audycji w Polskim Radio i ogromnie się ucieszyłam, że mogłam Pani wysłuchać. Piszę lekko nieskładnie, bo jestem bardzo wzruszona.Serdecznie pozdrawiam i życzę dużo zdrowia i wszelkiej pomyślności.Tyle tu napisano pięknych słów i to wszystko prawda!

Andrzej (drugi) 2010-10-24 11:09:39

Właśnie wysłuchałem audycji w I programie Polskiego Radia. A potem biegiem do internetu... Wspaniały głos, niezwykła uroda i przesympatyczny wywiad. Pamiętam, że jako dziecko byłem zakochany w Basi z "Pingwina". I zazdrościłem Cybulskiemu. I powróciły wspomnienia z lat dziecinnych i młodzieńczych ( bo "Pingwina" oglądałem kilkakrotnie a urodziłem się jednak parę tygodni później...). Życzę wszystkiego najlepszego! I idę buszować po internecie w poszukiwaniu Pani piosenek.

Ewelina 2010-10-08 19:09:25

Do niedawna nie znałam jeszcze pięknych piosenek Krystyny Konarskiej, ale dzięki tej stronie mogłam ich posłuchać i zanurzyć się w czarowny klimat tamtej epoki. Krystyna Konarska łączy bowiem urodę, talent i przede wszystkim niezapomniany głos. Należy podkreślić, że strona jest wspaniale udokumentowana i zaprojektowana, bardzo ciekawa także dla tych, którzy są zainteresowani modą, i obyczajowością tamtego czasu. Pani Krystyno, dziękuję za nastrojowe piosenki i cudowne chwile, jakie dzięki nim przeżyłam.

Andrzej 2010-10-03 02:47:13

Dziś, a właściwie wczoraj bo już jest 2:30 w nocy usłyszałem w radiu Pani piosenkę "Jesienny pan". Tę i kilka innych (m.in. "Czy ktoś Ci powiedział" ) znam od dawna. Bardzo lubię do dziś słuchać piosenek z tamtych 60 lat. Zawsze sobie powtarzam, że urodziłem się chyba za późno (1961), bo właśnie piosenki z tych lat słucham i nucę sobie najczęściej :). Wczoraj wieczorkiem usiadłem przy laptopie z myślą o znalezieniu i posłuchaniu właśnie piosenki "Jesienny pan" i tak zeszło mi do dziś, do prawie już 3 nad ranem. Słuchanie Pani piosenek było, jest i będzie dla mnie zawsze ogromną przyjemnością. Jestem pełen podziwu dla Pani pięknego głosu i .... (ale to już mało odkrywcze - URODY!!!). Pozdrawiam - Andrzej

maria 2010-10-01 22:25:06

brak mi słów by wyrazic radosc,ze dzis mogłam wysłuchac tylu pięknych piosenek tej wspaniałej piosenkarki,której tak dawno nie słyszałam. Jest to niewątpliwie zjawiskowa postac i wielki talent maria

PIOTR 2010-09-28 13:15:55

Droga pani Krystyno, niedzielne przedpoludnie spedzilem na youtube sluchajac piosenek w pani wykonaniu, sa nie tylko znakomite ale maja dusze. Wszystko w nich zyje i przyciaga swiezoscia kunsztu interpretacji. Lata 60-te to byly lata mojego dziecinstwa, nie moglem wowczas zetknac sie pani piosenkami a potem byly inne. Kojarzylem pani nazwisko ale bez sluchania. Teraz, w Toronto, to jest mocne przezycie. Zwlaszcza, ze cenie filmy z lat 60tych, ten czas byl specjalny. To w sumie cliche, pisac w ten sposob ale to mi sie zdarza pierwszy raz. Pani osobowosc byla nieslychana. Przypomina mi sie Antoine Doinel, "elle n'est pas une femme, elle est une apparition! Wszystkiego dobrego

Wiola 2010-09-25 20:24:35

Dopiero niedawno odkrylam Panią Krystyne Konarską ,dzięki programowi trzeciemu Polskiego Radia,piosenką "Doliny w kwiatach"No cóż powiedizć jestem zachwycona tym głosem.Piosenki bardzo ładne.Słuchając piosenek pani Krystyny można odpoczywać,czasem jak mam chandre puszczam te piosenki i odrazu mija zły humor.Pozdrowienia dla Pani Krystyny.

Marek Leśniewicz 2010-09-22 18:31:30

Kiedy byłem znacznie młodszy, to bardzo lubiłem słuchać polskich piosenek, z tym, że było mi obojętne, czy śpiewa Anna German, Hanna Rek, Ludmiła Jakubczak, czy Krystyna Konarska, bo wszystkie Panie śpiewały doskonale, choć każda inaczej i codziennie w radiu można było usłyszeć coś fajnego - w tamtych, jakoby ciężkich, biednych i smutnych czasach było to całkowicie normalne :) Natomiast prawdziwymi , wręcz narodowymi świętami były "Opole" i "Sopot", bo wszystkie Panie można było ponadto zobaczyć i to w jakich kreacjach! W naszym domu był pierwszy na całej ulicy telewizor "Neptun" i to ja decydowałem, kto jest godny obejrzeć "Bonanzę", czy "Zwierzyniec", albo właśnie "Opole" i "Sopot", a festiwale budziły wtedy emocje nie mniejsze, niż dzisiaj mecze piłkarskie - naprawdę kibicowało się piosenkarkom! Oczywiście kibicowało się bardzo różnie, a właściwie z różnych punktów estetycznego słyszenia - Anna German była wielką damą, o operowym niemalże głosie (ulubienicą babć i dziadków), Hanna Rek miała wyjątkowo serdeczny głos pani z przedszkola (uwielbiały ją wszystkie mamusie), Ludmiła Jakubczak uchodziła za głosową czarodziejkę (uwielbiali ją wszyscy tatusiowe), a Krystyna Konarska była ulubienicą nieco starszych dziewczyn i chłopaków, bo strasznie ich "kręciła" swoją nowoczesną elegancją, ale i liryczną tajemniczością. Mnie zaś podobały się wszystkie Panie, a gust nie zmienił mi się do dzisiaj :) Wracając do telewizora - kiedyś leciał film o jakimś niedorajdzie, który mrucząc coś pod nosem próbował podrywać wyższą o głowę, ponurą dziewczynę, mówiącą głosem Kaliny Jędrusik (?!), a w tle leciała jakaś strasznie nudna muzyka, takie tam "gamy dla gamoni i inne rury des-dury". Cóż, kiedy ma się z 10 lat, to świat tak właśnie prosto wygląda :) Ładnych kilka później obejrzałem ten film powtórnie i zachwyciło mnie w nim wszystko. Fantastycznie oddany, czarno-biały koloryt Warszawy, która jeszcze w latach 70-tych bardzo przypominała tę z lat 60-tych - no, może zniknęły już wszystkie popowstańcze ruiny. Niesamowicie skupiony, jakby przyczajony Andrzej, na zewnątrz zimny i cyniczny, w środku liryczny romantyk. Posągowa Baśka, niczym grecka bogini, z zewnątrz marmurowe piękno, ale nie przebijesz się do środka, żeby dowiedzieć się, co ona myśli - uśmiecha się tylko wielce tajemniczo od czasu do czasu - bardziej do swoich myśli, niż do otoczenia. Całość muzycznie spina Komedowo-Bachowski Koncert na dwa fortepiany, którego oba głosy ciągle krążą wokół siebie, niczym główni bohaterowie, niby ciągle razem, ale jednak zawsze obok i nie zbliżają się do siebie ani razu. "Pingwin" to jeden z najpiękniejszych filmów polskiego kina, znakomicie wyreżyserowany i doskonale zagrany przez dwoje głównych bohaterów. Nie ma co opowiadać tego filmu, a nawet go analizować - po prostu nie należy zamazywać słowami tak wyrazistych, a jednocześnie tak subtelnych obrazów. Tylko jeden przykład - na "laborce" z elektrotechniki Baśka z wyjątkowym, chciałoby się rzec - inżynierskim wyczuciem próbuje coś mierzyć, po chwili zauważa, że kabelek musiał się obluzować, więc wstaje i idzie po sprawny. W tle "mruczą" zdudnione sygnały radiowe, jest to z całą pewnością laboratorium politechniki, żadne tam atelier - wszystko przepięknie prawdziwe, niczym maszynista Orzechowski w "Człowieku na torze". Ale kiedy Andrzej, chcąc zwrócić uwagę Baśki, niezwykle fachowo, bo bezpiecznie robi zwarcie elektryczne i wznieca na jej cześć efektowny snop iskier, co koleżka z politowaniem komentuje: "Oj, Pingwin, Pingwin, ty nas kiedyś wysadzisz w powietrze!", to Baśka podnosi wzrok, uśmiechając się wielce tajemniczo, ale i filuternie. Jeśli przyjrzeć się dokładnie jej buzi, to nie jest to wcale uśmiech politowania nad niezgrabnością kolegi Pingwina! Jest to ukryty uśmiech małej, kobiecej satysfakcji, że oto ten zakochany kolega Pingwin gotów jest dla NIEJ wysadzić w powietrze całą politechnikę! :) Bo Baśka oczywiście doskonale wie, że mały Andrzej bardzo ją kocha, że bananowiec Adaś to nędzny blagier, że gruboskórny Osetnik to kawał chama, tylko że nic jej to nie obchodzi, bo ona kocha Łukasza w osobie Zbyszka Cybulskiego, w co oczywiście bardzo łatwo uwierzyć. Takich motywów jest bardzo wiele i film można oglądać bez końca, za każdym razem odkrywając jakiś nowe spojrzenie, czy uśmiech i wynikający z nich odcień sytuacji, podobnie jak bez końca można słuchać Koncertu na dwa fortepiany Jana Sebastiana - tym się różni arcydzieło od byle czego, że do arcydzieła zawsze się wraca, a do byle czego nigdy :) Dwie rzeczy zmieniłbym jednak w tym filmie - podstawiony, manieryczny głos Kaliny Jędrusik, mający intencjonalnie "ożywić = ocieplić" postać Baśki, a jest zupełnie nie na miejscu - postać Baśki JEST marmurowo zimna i najlepiej pasowałby jej piękny alt... Krystyny Konarskiej. A jeśli finał musiał być aż tak krwawy, to czy nie bardziej wzruszającą byłaby scena budzącego się Andrzeja, który widzi nad sobą twarz Baśki, a w tle zapłakanych rodziców? Nie sposób bowiem uwierzyć, że po tym wszystkim, "co zaszło", Baśka chciała mu zaledwie podziękować przez telefon... TAKI film pozostaje w pamięci i sercach może nie milionów, ale na pewno tysięcy ludzi i możemy być wdzięczni Mistrzowi i jego młodym aktorom, że chcieli go zrobić :))) Bo jak powiada ś.p. Zdzicho Maklakiewicz - "artysta żyje po to, żeby ludziom było lepiej na duszy". Przyznam się teraz otwartym tekstem, że ilekroć widzę Panią Krystynę Konarską, jako Baśkę Oraczewską, to jest mi zawsze bardzo dobrze, a kiedy słucham Jej piosenek, to jest mi zawsze bardzo przyjemnie :))) Wszystko... - jak by powiedział basista z piosenki "Jesteśmy na wczasach" ;-)